niedziela, 14 kwietnia 2013

2."Uwielbiam zielone oczy u chłopaka."

                Nerwowo rozpinałam walizki i starałam się wszystko wypakować. Po dłuższym czasie większość moich ubrań była już w szafach. Pozostało mi jeszcze sprzątnięcie całego bałaganu, który przy tym zrobiłam. Szałaputnie wieszałam kolejne sukienki na wieszaki. Musiałam się czymś zająć. Byłam taka zła. Tylko na kogo? Mój umysł wariował. Na Louisa, że nam przerwał? Do czego by doszło? Dlaczego Harry przysunął się tak blisko? Czego on chciał? Jakie miał zamiary? Może byłam zła właśnie na niego, że chciał cokolwiek zrobić? Nie. Byłam zła na siebie. Obiecałam sobie, że nie będę się zakochiwać. No, ale przecież możemy zostać przyjaciółmi. Nie mogłam go unikać przez całe życie. Był moim sąsiadem.
                Byłam strasznie zmęczona, kiedy skończyłam wszystko uporządkowywać. Zabrałam cieplejsze ciuchy i poszłam się umyć. Siedziałam w wannie. Dokładnie myłam całe ciało. Poczułam się odprężona. Cała złość minęła. Ubrałam się w ciemne, lekko przecierane jeansy oraz różową bluzę z kapturem. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Widziałam tylko jasne światło. "Shopping time" - pomyślałam i poszukałam swojej ukochanej materiałowej torby z kolorowym nadrukiem. Wrzuciłam do niej portfel, telefon i słuchawki i wychodząc z mieszkania jeszcze klucze. Skierowałam się w kierunku windy. Wsiadłam i poszukałam przycisku z cyfrą 0, która oznaczała parter. Chwilę później byłam już na dole.
                Już chciałam wyjść, jednak zatrzymał mnie głos.
 - Gdzie idziesz, Vanessa? - Usłyszałam rudą.
                Przyglądała mi się siedząc za biurkiem.
 - Do sklepu. Wiesz - przerwałam - jedzenie i te sprawy.
                Pokiwała głową, że rozumie.
                W tym momencie ciszę przerwało kliknięcie windy. Komuś zachciało się wyjść. Spojrzałam i ujrzałam burzę brąz loków. Harry wesoło wyszedł z małego pomieszczenia. Podszedł do nas.
 - Wychodzisz? - Zapytał z ciekawością patrząc mi się w oczy. Zauważyłam, że jego są koloru zielonego.
 - "Uwielbiam zielone oczy  u chłopaka" - pomyślałam, ale zaraz się otrząsnęłam. - Tak, muszę zrobić zakupy - odpowiedziałam mu grzecznie.
 - Co za zbieg okoliczności, bo ja też - zaśmiał się i puścił do mnie oczko. - Chłopacy stwierdzili, że dziś moja kolej.
 - To może pójdziemy razem? - Zaproponowałam.
 - Jasne. Czemu nie ? Pokażę ci okolicę - Harry zaczął się jarać, jak pochodnia.
                Uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby i dołeczki w policzkach, które były mega-urocze.
Wspólnie skierowaliśmy się do wyjścia.
                Harry prowadził mnie bocznymi uliczkami. Alejkami, które skracały drogę i w dodatku sprawiały, że byliśmy mniej widoczni dla fotoreporterów. Chowaliśmy się przed paparazzi. Znaczy się, Harry się chował. Ja byłam tylko na doczepkę. Po dziesięciu minutach powolnego spacerku i wesołej rozmowie o wszystkim i o niczym dotarliśmy przed duży, charakterystyczny budynek. TESCO. Weszliśmy jak normalni klienci. Zabraliśmy koszyki i wkładaliśmy do nich potrzebne produkty.
 - Hej Hazza ! Jak nazywa się serek, który wypadł za burtę? - Zapytałam chłopaka trzymając w ręku opakowanie sera.
 - Nie wiem - wzdrygnął ramionami.
 - Serek topiony - dokończyłam suchara i obaj zaczęliśmy się śmiać.
                Kontynuowaliśmy zakupy opowiadając sobie dowcipy i anegdotki. Po zapłaceniu wyszliśmy ze sklepy, gdzie czekał na nas tłum fanek. Nie na nas, tylko na Harry'ego. Nie lubiłam tłoku. Zawsze bałam się małych i ciasnych pomieszczeń. Miałam klaustrofobię. Popatrzyłam z lękiem na Loczka. Chyba zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ szybko zrezygnował ze zdjęć i autografów. Położył swoją dłoń na dole moich pleców i szybko odeszliśmy od tłumu. Cały czas za nami szli. Jednak udało nam się uwolnić, ponieważ zgubiliśmy wrzeszczące dziewczyny gdzieś w alejkach.
                Nareszcie doszliśmy do domu. Wparowaliśmy na hole ze śmiechem, ponieważ tym razem Harry zarzucił świetnym sucharem. Margaret spojrzała się na nas jak na idiotów. Miała rację. Po przebywaniu z Harry'm tak się czułam. Miałam mętlik w głowie. Porozmawialiśmy chwilę i razem z brunetem udaliśmy się na nasze piętro. Jednak po drodze zatrzymaliśmy się u chłopaków. Najpierw piętro Niall'a i Zayn'a.
Kiedy tylko Niall usłyszał dźwięk windy, już wychylał głowę z pokoju.
 - No nareszcie! Umieram z głodu, Harry. Czemu tak długo? - Rzucił się na nas blondyn. Był uroczy, a jego błękitne jak letnie niebo oczy hipnotyzujące. Nie mogłam przestać się na niego patrzeć. Ten odchrząknął i uniósł jedną brew - A kim jest ta piękna dziewczyna?
 - To Vanessa - szybko odpowiedział za mnie zielonooki. - Nasza nowa sąsiadka. Mieszka na moim piętrze.
 - Hej, jestem Niall - podał mi rękę ukazując mi rządek białych zębów. Widocznie był tuż po zdjęciu aparatu. Sama kiedyś taki nosiłam.
 - Cześć - uścisnęłam mu dłoń.
 - No, Hazza dawaj żarcie! - Krzyknął chłopak w kierunku bruneta. Ten jak najszybciej odnalazł siatkę, która miała należeć do Niall'a. Podał mu ją, a ten natychmiast mu ją wyrwał. - Nareszcie. Jestem taki głodny!
 - Niall, ale przecież jakieś trzy godziny temu jedliśmy obiad. Miał trzy dania i deser. Bez przesady - upomniał go zielonooki.
 - No właśnie. Trzy godziny bez jedzenia. Wyobrażasz to sobie? - Pytanie zadał odwracając się w moim kierunku. Trochę mnie to speszyło.
                Uśmiechnęłam się i zaczęłam potakiwać. Przyglądałam się każdym ruchom Harry'ego. Za każdym razem kiedy podawał siatkę któremuś z chłopaków jego mięśnie lekko się napinały. Siatki były dosyć ciężkie, bo zrobiliśmy duże zakupy. Po rozdaniu pakunków nareszcie dotarliśmy na nasze piętro. Pożegnałam się z chłopakiem dając mu buziaka w policzek. Spuściłam wzrok na ziemie i poszłam prosto do mieszkania. Ten stał trochę w osłupieniu na środku korytarza. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zsunęłam się po nich siadając na podłodze. To zdecydowanie był jeden z lepszych dni mojego życia. Poznałam świetnych ludzi i spędziłam mnóstwo czasu ze wspaniałych chłopakiem, który mnie intrygował. Miałam wrażenie jednak, że coś ukrywa. Był otwarty i roześmiany, ale mimo tego, czułam, że pod tą powłoką kryje się mroczny sekret. Otrząsnęłam się z tych myśli, ogarnęłam i poszłam spać. Pierwsza noc w nowym domu.
                Szłam uliczką. Z każdej strony otaczały mnie kolorowe budynki. Uśmiech na mojej twarzy był promienny. Tak chyba mogę go tak nazwać. Chodzenie tutaj sprawiało mi przyjemność. Nagle na końcu alejki zauważyłam człowieka. Konkretnie chłopaka. Był wysoki, a jego ciemne, brązowe loki ukrywały jego kark. Był dobrze zbudowany. Czarna marynarka opinała jego umięśnione ramiona. Chłopak powoli zaczął się powoli obracać. Serce podskoczyło mi do gardła. Z każdym milimetrem był coraz bardziej zwrócony w moją stronę. Głowę miał opuszczoną, jednak po chwili podniósł ją. Nasze spojrzenia się spotkały. Wszędzie poznałabym jego zielone oczy pełne uroku, miłości i pożądania. To był Harry. Nagle zza pleców wyjął bukiet pięknych, czerwonych róż. Czułam jak się rumienię. Już chciałam zabrać od niego bukiet, ale nagle poczułam, że ktoś się brutalne wpija w moje usta. Otworzyłam oczy. To nie był Hazza. Spojrzałam w czyjeś cudownie błękitne tęczówki. Spodobały mi się. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. W tej chwili odrzuciłam Harry'ego na bok. Chciałam wiedzieć czyje są te piękne oczy wpatrujące się we mnie z pożądaniem i miłością.
                Moje oczy powoli się otwierały. Nie chciałam kończyć snu w taki sposób. Pamiętam, że mówiło się, że pierwszy sen w nowym miejscu jest najważniejszy. W każdym bądź razie wiedziałam, że to nie był zwykły sen. On miał mi na celu ukazanie czegoś. Może to przepowiednia. Wiem jedno. Musze dowiedzieć się czyje były te piękne niebieskie oczy i cudownie smakujące usta. Mimo, że to był tylko sen.

------------------------------

Hej. Przed wami 2 rozdział. Jak myślicie czyje to były oczy? Jakieś propozycje? Zastrzeżenia? Słucham :)
Końcówka pisana na telefonie. XD
Wiem krótki rozdział.
Chcecie żeby Van koniecznie była z Harry'm, a może inne propozycje?

Czytasz = komentujesz

Loffki haha

JMS. <3

piątek, 5 kwietnia 2013

1. Dobra, Vanesso Martens zaczynasz nowe życie


          Obładowana walizkami stanęłam na chodniku. Spojrzałam w górę, aby objąć wzrokiem całą okazałość budynku. Wydawał się ogromny. Miał trzy piętra. Na parterze i dwóch pierwszych znajdowały się mieszkania.  Dokładnie było ich sześć. Natomiast na samej górze był kryty ,oczywiście, basen. Nie mogłam uwierzyć, że od dziś będę tam mieszkać. To było jak spełnienie marzeń. Podczas czternastych urodzin postanowiłam sobie, że kiedy skończę osiemnastkę przeprowadzę się do Londynu. Od tamtego czasy zbierałam każdy grosz. Musiałam rezygnować z wielu rzeczy, aby uwolnić się od rodziny, która została w kraju.  Od najmłodszych lat uczyłam się i coraz bardziej szlifowałam angielski. Jestem teraz z siebie bardzo dumna, ponieważ bezproblemowo się dogadam.  Spojrzałam jeszcze raz na walizki i westchnęłam głośno.
 - Dobra, Vanesso Martens zaczynasz nowe życie – szepnęłam i skierowałam się ku wejściu.
         Powoli weszłam do środka i stanęłam jak wryta. Hol był ozdabiany złotymi elementami, takimi jak świeczniki, czy inne duperele. Na podłodze leżał czerwony dywan. Czy ja dobrze trafiłam? Na końcu holu był mały stolik, przy którym siedziała dziewczyna. Ruda, na oko w moim wieku. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.
- Cześć, jestem Vanessa Martens. Dzisiaj miałam się tu wprowadzić. Oto jestem - wyszczerzyłam się do rudej.
- Hej hej, jestem Margaret White. Jestem tu tak jakby recepcjonistką, jeżeli mogę to tak nazwać. Wiem, szef mówił mi, że już dzisiaj przed południem powinnaś już być. Mam dla ciebie klucze – wstała i zabrała ze ściany jeden w dwóch kluczyków i podała mi go.  – Twoje mieszkanie jest na drugim piętrze, a tam jest winda – powiedziała pokazując ręką na lewą stronę.
- Dzięki,  naprawdę wielkie dzięki.
- Nie ma za co i hej… - zatrzymała mnie przed wejściem do windy. – Jak się ogarniesz to przyjdź do mnie poznamy się lepiej.
- Jasne, na pewno wpadnę – zaśmiałam się i pewnie wkroczyłam do małego pomieszczenia razem z walizkami.
             Wcisnęłam guzik i wypuściłam powietrze z płuc. Mam nadzieję, że zrobiłam dobre pierwsze wrażenie – pomyślałam. Zależy mi na opinii innych ludzi, dzięki temu poprawiam w sobie rzeczy i eliminuję cechy, które im się nie podobają. Zawsze miałam taką fobię bycia dla nich idealną. Od czasu kiedy Alexander…
             Nagle winda się otworzyła. Przecież jeszcze nie byłam na drugim piętrze, tylko na pierwszym. W drzwiach ukazał się wysoki chłopak o bujnych, brązowych włosach. Loki opadały mu na czoło, a on miał na twarzy wielki uśmiech. Po chwili zauważył mnie i mina mu zrzedła.
- Eee… - zaczął jąkając się – Cześć, ja nie wiedziałem, że mamy gościa.
- Przepraszam, słucham? – Nie wiedziałam o co mu chodzi. – Ja będę tutaj mieszkać. Dzisiaj się wprowadzam. Mieszkanie 6, piętro 2 – wyszczerzyłam się do loczka.
             Miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam. Tylko gdzie…
- Moja sąsiadko, w takim razie –uśmiechnął się – czy mógłbym wejść do windy?
              Posunęłam trochę walizkę bliżej mnie.
- Jasne, jasne. Wchodź sąsiedzie – zachichotałam. – A tak z innej beczki nazywam się Vanessa Martens – przedstawiłam się i podałam mu rękę.
- Harry Styles – uśmiechnął się do mnie i wziął moją rękę i powoli przycisnął do swoich ust. To było urocze.
- Skąd ja cię kojarzę? Mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałam – powiedziałam chłopakowi.
- One Direction… - westchnął ciężko.
- Ten zespół? Kojarzę – poprawiłam walizkę, która chciała się przewrócić. – Należysz do niego?
- No tak jakby – zaśmiał się. – Daj pomogę ci, przecież te walizki są ciężkie.
             Drzwi windy otworzyły się, a chłopak zabrał dwa moje bagaże, tak, że został mi tylko jeden  i torebka. Podszedł do drzwi pokoju i czekał, aż włożę klucz do zamka. Przekręciłam go lekko i popchnęłam brązowe drzwi. Harry wszedł pierwszy, a ja zaraz po nim. 

              Moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń. Mieszkanie było już umeblowane w cudownym stylu. Tak nowocześnie. Białe ściany kontrastowały z czernią mebli. Krótki korytarz prowadził do salonu połączonego z kuchnią. Szłam jak w transie. Pochłaniałam każdy szczegół, każdy cal mojego nowego domu.  W salonie była duża biała sofa, a przy niej stał czarny niski stolik, a na ścianie wisiał płaski telewizor. Na ścianach zawieszono półki. Puste półki, które miałam zamiar zapełnić. Jak w transie przeszłam do pokoju. Prowadził do niego jeszcze jeden korytarz. Popchnęłam drzwi i ujrzałam gigantyczne łóżko i wielką szafę z lustrem. W dodatku wszystko wyglądało tak pięknie. Krwistoczerwone  ściany i czarne meble dodawały temu miejscu romantyzmu i pikanterii.  Po dokładnym obchodzie w sypialni, która była idealna udałam się do drugiego pokoju. Był mniejszy. Stało w nim małe łóżko, jednoosobowe, szafa i komoda. Urządzono go w kolorach lata, czyli żółty, pomarańczowy. Wyglądał uroczo. Następnie była łazienka. Popchnęłam drzwi i zobaczyłam ogromną wannę.
             Moje mieszkanie było wręcz cudowne. Wróciłam do Harry ‘ego, który już rozsiadł się na kanapie. Czułam, że będę częściej widywała go w takiej pozycji. Zaśmiałam się cicho, lecz ten najwidoczniej mnie usłyszał.
- I jak ci się podoba mieszkanie? Przyznam, że jak sobie urządzisz, będziesz mieć lepsze ode mnie.
- Jest cudowne! Nawet nie wiesz jak bardzo mi się podoba. I przestań ty i tak pewnie masz full wypas –powiedziałam. – W końcu jesteś światową gwiazdą, co nie? – Zaśmiałam się.
- Ojej, no. Ale wystrój masz lepszy – żachnął się jak małe dziecko.
- Jesteś pewien? – zapytałam chłopaka.
- Tak, a chcesz się przekonać? – Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego mieszkania. Nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi.  – Nie martw się Margaret nie wpuszcza nikogo, kto mógłby się do nas wkraść.
                Weszliśmy wspólnie do jego mieszkania. Przyznam, że było duże. Tak jak moje i ładnie urządzone. Jednak nie tak nowocześnie, tylko bardziej po staroświecku. Podobało mi się. Harry zaprosił mnie do kuchni.
- Chcesz coś do picia? Soku, wody… - zaczął wymieniać.
- Może być sok, dziękuję – uśmiechnęłam się do niego i odebrałam od niego szklankę, do której lał świeży sok pomarańczowy.  Wzięłam łyka.
- Więc Vanesso, co cię sprowadza do Londynu? – Powiedział lekko zachrypłym głosem, seksownym głosem.
- W sumie to nie mam określonego celu. To było moje marzenie. Obiecałam sobie, że jak skończę osiemnastkę, to się tutaj przeprowadzę. Muszę poszukać pracy w ciągu najbliższych dni –westchnęłam.
- Nie martw się. Mogę pomóc ci szukać – powiedział i dopił sok do dna. – Skąd jesteś?
- Z Polski – uśmiechnęłam się do niego ukazując wszystkie swoje zęby.
- Tam jeszcze nie byłem – zaśmiał się.
- Wiem, ale masz tam najbardziej oddane directioners…
- Mówisz? – Zapytał podnosząc jedną brew do góry.
- Oczywiście, choć nadal was nie widziały to są  strasznie szczęśliwe, nawet jeśli tylko wypowiecie słowo ‘’hi’’.
- A ty skąd wiesz takie rzeczy co? Przecież jeszcze przed chwilą ledwo mnie kojarzyłaś.
- Mam Twitter ‘a kochany – obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
                Niechcący chłopak szturchnął mnie i wylałam sok prosto na jako koszulkę. Była cała mokra. Brunet jednym zgrabnym ruchem ściągnął białą koszulkę ukazując swój tors. Jego doskonale umięśniony brzuch był wręcz perfekcyjny. Niekontrolowanie przygryzłam dolną wargę. Harry zauważył to, ponieważ zachichotał cicho i podniósł jedną brew do góry. W tej chwili poczułam jak się czerwienię. Automatycznie zasłoniłam się długimi, brązowymi włosami. Nie chciałam, aby Loczek to zauważył. Ten jednak podszedł do mnie i odgarnął moje włosy za ucho.

 - Podobasz mi się jak się rumienisz...
 - Harry... - zaczęłam - ja nie chciałam.
 - Nie martw się to nie twoja wina. 
              Harry był niebezpiecznie blisko. Chciałam go odepchnąć, ale moje działanie przerwał mi dźwięk otwierających się drzwi. Stanął w nich szczupły brunet. Odgarniając swoją grzywkę z czoła gwizdnął.
 - Przepraszam Hazza, że przerywam, ale potrzebujemy cię na dole - powiedział szybko i od razu zamknął drzwi.
 - Ty nic nie ... - próbowałam jeszcze zanim krzyknąć, ale nie zdążyłam. 
 - To był Louis - powiedział. - Przyzwyczajaj się - zaśmiał się czekając na moją reakcję.
             Odwróciłam się na pięcie i prawie wybiegłam z mieszkania bruneta. Byłam wściekła. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Może na Louisa, który nam przerwał? Może za ten jego głupi dowcip, którym rozbawił Hazzę? Może właśnie na Harry'ego, że był tak blisko mnie, a ledwo mnie poznał? Jednak nie... Byłam wściekła na siebie. Dlaczego? Obiecałam sobie, że już żaden facet nie będzie mącił mi w głowie. Wszystko przez Alexandra...
________________________________________________


Jak wam się podoba 1 rozdział?
Jakie wrażenia?
Jak myślicie kim jest Alexander?
Piszcie w komentarzach swoje opinie :)
Pamiętajcie
czytasz=komentujesz
komentujesz=mobilizujesz

<3 


JMS 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Prolog

         Kolejny raz usłyszałam odgłosy tłukących się naczyń. Szklanki, talerze... Moja mama znowu miała atak. Dowiedziała się, że wyjeżdżam.Chorowała przez całe życie na chorobę dwubiegunową. Raz mogła skakać z radości, ale nawet najmniejsza przeciwność losu, która stawała na jej drodze sprawiała, że natychmiast wpadała w furię. Zazwyczaj nie do okiełznania. W takich momentach dzwoniłam po ojca. Ten natomiast cały swój wolny czas spędza z kolegami pod sklepem monopolowym. Od dłuższego czasu brakuje mi prawdziwej rodziny. To trwa od czasu śmierci mojej siostry, Kornelii.
         Kornelia urodziła się z zespołem Downa. Lekarze dawali jej niewielkie szanse na przeżycie. Pomagałam mamie jak tylko potrafię. Ta jednak rzadko zajmowała się córką. Znaczy do czasu kiedy mała nie wyprowadziła jej z równowagi. Miałam 14 lat, kiedy Kornelka zmarła. Miała wtedy 3 latka. Była taka bezbronna, kiedy leżała w małej białej trumience. Ubrano ją w różową sukienkę z falbankami. Zawsze jej skóra, lekko zaróżowiona prawie zlewała  się z kolorem materiału. Wtedy było jednak inaczej. Widać było silny kontrast. Blada twarz, na której można było zauważyć jeszcze cień uśmiechu. Podejrzewałam wtedy, że była zadowolona. W końcu opuszczała nas, rodzinę, w której jedyną osobą, która naprawdę się nią opiekowała i kochała byłam ja. Wtedy uświadomiłam sobie, że w takim stanie rzeczy nie mogę dłużej trwać.
         W dniu moich urodzin złożyłam sobie obietnicę : Van, jeszcze 4 lata i wyjeżdżasz. Londyn, Londyn będzie twoim celem. Zostaw ich tak, jak oni zostawili małą Nelkę. Po prostu spakuj się i powiedz im, że wyjeżdżasz. To nic, że mama dostanie furii, a tata znowu zatopi "smutki" w alkoholu. Olej ich.
          Dziś był ten dzień, w którym moje życie miało wkroczyć na zupełnie inny tor. Walizki miałam spakowane już od dnia moich osiemnastych urodzin. Czyli dokładnie od tygodnia. W ręce trzymałam bilety. Zamierzałam się pożegnać z rodzicami. Mimo wszystko, kochałam ich. Dzięki nim nie byłoby mnie na świecie. Ojciec akurat wrócił do domu. Był całkiem trzeźwy, jak na niego. Podeszłam do nich. Rozmawiali w kuchni. Uściskałam ich i dałam im buziaka w policzek. Odwdzięczyli mi się tym samym, dodatkowo życząc mi szczęśliwej podróży. Kiedy wychodziłam z domu usłyszałam jak mama krzyczy "Trzymaj się, złotko". Uroniłam jedną łezkę, którą natychmiast wytarłam i weszłam do taksówki, która czekała już na mnie od pięciu minut. Wcześniej spakowałam torby do bagażnika z małą pomocą kierowcy.
           Siedząc w aucie patrzyłam przez okno ostatni raz podziwiając polskie krajobrazy. "Będzie mi brakować tych niezałatanych dziur w asfalcie" - pomyślałam i automatycznie się uśmiechnęłam. Droga na lotnisko w Poznaniu nie była długa. Szybko wyskoczyłam z samochodu, zapłaciłam taksówkarzowi, zabrałam walizki i poszłam w stronę wejścia.
            Lotnisko było duże, lecz zapewne nie, aż tak w porównaniu do innych miast. Odprawa ciągnęła mi się niesamowicie.Miałam jeszcze chwilę czasu, więc po niej usiadłam w kawiarence. Po chwili przyjechał autobus i zabrał pasażerów do miejsca, w którym stał samolot.Udało mi się  w końcu wejść do środka. Zajęłam miejsce mniej więcej na środku pokładu. Oczywiście wybrałam takie przy oknie. Mimo, że to był mój pierwszy lot nie bałam się ani troszeczkę. Kiedy wystartował włożyłam słuchawki do uszu, oparłam się lekko o ścianę i patrzyłam na niebo i gęste białe chmury, które przypominały wyglądem baranki lub poduszki. Przez takie myślenie zasnęłam.
            Obudziła mnie miła stewardessa ubrana w swój uniform. Jak dla mnie wyglądała sztywno, jednak jej uśmiech i wyraz twarzy mówił inaczej.
 - Przepraszam cię, kochana - zaczęła delikatnym głosem. - Powinnaś już się obudzić, ponieważ zaraz lądujemy.
 - Dobrze, proszę pani - odwdzięczyłam się jej uśmiechem.
            Ogarnęłam się trochę i czekałam na lądowanie samolotu.
            Nareszcie wyszłam z "wielkiego ptaka" i wzięłam głęboki wdech. Powietrze było zupełnie inne. Było świeże i takie orzeźwiające. "Więc tak pachnie Londyn tuż po deszczu" - pomyślałam i skierowałam się do postoju taksówek, aby pojechać do domu. Domu, w którym teraz będę mieszkać.
______________________________________________


I jak podoba wam się ?
Niedługo rozdział pierwszy. 
czytasz=komentujesz
komentujesz=mobilizujesz
mobilizujesz=kolejny rozdział
JMS

Sprawy organizacyjne :)


Hej, Jestem Julia.
Ale to już pewnie zauważyliście.
Jestem autorką jeszcze dwóch blogów z opowiadaniami.
Każdy o innej tematyce.

Teraz zajmę się opowiadaniem o Harry'm Styles'ie.
Zapewne wiecie o kim mowa. :)
Jestem wielką fanką One Direction.
Chociaż osobiście kocham wszystkich po równo, to jeżeli chodzi o wygląd moim faworytem jest Niall.
Jego trudno jednak będzie mi wyobrazić sobie w niektórych scenach.
Tak więc.
Enjoy!
Zapraszam :)
Niedługo powinien pojawić się 1 rozdział :)

__________________________



JMS x